Od 28 kwietnia 2026 r. wszystkie laptopy w UE z USB-C. Unia dociska producentów
Bruksela kończy z bałaganem w gniazdkach. Po telefonach i tabletach czas na laptopy – od wiosny 2026 r. nowe modele będą musiały ładować się przez USB-C.
Unia Europejska potwierdziła termin: od 28 kwietnia 2026 r. każdy nowy laptop wprowadzany na rynek UE będzie musiał być wyposażony w wspólny interfejs ładowania USB-C. To konsekwencja zmian wprowadzonych Dyrektywą (UE) 2022/2380, która zmieniła tzw. dyrektywę radiową (RED) i wprowadziła obowiązek jednolitej ładowarki najpierw dla smartfonów, tabletów i słuchawek (od 2024 r.), a teraz – także dla komputerów przenośnych.
Co to zmienia dla użytkowników?
Znika potrzeba kupowania „tej jedynej” ładowarki do konkretnego laptopa. Użytkownik będzie mógł wykorzystać ten sam zasilacz USB-C do telefonu, tabletu, słuchawek i komputera – oczywiście przy zachowaniu odpowiedniej mocy.
Dlaczego UE to robi?
Powody są trzy i wszystkie mocno „eko”:
- ograniczenie elektroodpadów – mniej zasilaczy w szufladach, mniej kabli, mniej tworzyw sztucznych i metali w obiegu;
- oszczędność surowców – produkcja jednego uniwersalnego typu zasilacza wymaga mniej miedzi, aluminium i plastiku niż utrzymywanie kilku równoległych standardów;
- ułatwienia dla konsumentów – można kupić sprzęt bez ładowarki („unbundling”), co jest wygodne i tańsze.
Szacunek oszczędności surowców i odpadów
Komisja Europejska przy okazji jednolitego ładowania smartfonów wskazywała, że ujednolicenie standardu daje ok. 980 ton mniej odpadów ładowarek rocznie w UE. Laptopy są cięższe, mają mocniejsze zasilacze i zużywają więcej materiałów – dlatego można ostrożnie przyjąć, że po wejściu obowiązku na laptopy redukcja odpadów może sięgnąć ok. 1,2–1,5 tys. ton rocznie (przy założeniu, że część użytkowników zrezygnuje z kupowania dodatkowych zasilaczy).
Jeżeli ok. 30–40% sprzedawanych laptopów będzie kupowanych bez zasilacza (bo użytkownik już ma odpowiedni), to branża zużyje mniej:
- miedzi – o szacunkowo 150–200 ton rocznie,
- tworzyw sztucznych – o ok. 250–300 ton rocznie,
- materiałów opakowaniowych – kilkaset ton rocznie.
To nie są liczby, które zmienią klimat – ale to są liczby, które realnie widać w łańcuchu dostaw.
A co z cenami sprzętu?
Tu wersja uczciwa: laptopy niekoniecznie od razu stanieją. Ale:
- producenci nie będą musieli utrzymywać kilku typów zasilaczy – to obniża koszty produkcji i logistyki,
- dostawcy akcesoriów zaczną konkurować jednym standardem (USB-C + USB-PD), więc spadną ceny ładowarek zamiennych,
- skoro użytkownik może kupić laptopa bez zasilacza, to sam sprzęt może być na fakturze tańszy o koszt ładowarki (zwykle 70–150 zł w detalu),
- w dłuższej perspektywie ujednolicenie interfejsu → większa skala produkcji → niższe ceny akcesoriów.
Można więc ostrożnie przyjąć, że realna oszczędność po stronie użytkownika to nie tyle „tani laptop”, co: brak konieczności kupowania kilku ładowarek, tańsze zamienniki i mniejsze koszty serwisu.
Co muszą zrobić producenci?
Producenci sprzętu IT będą musieli:
- przeprojektować porty zasilania na USB-C (w części modeli już to zrobiono),
- zapewnić zgodność z USB Power Delivery – żeby laptop brał tyle mocy, ile potrzebuje, ale nie spalił się od „uniwersalnej” ładowarki,
- zaktualizować dokumentację i oznakowanie – użytkownik musi wiedzieć, jakiej mocy zasilacz jest wymagany (np. 65 W, 90 W, 140 W),
- dostosować się do zasady „sprzedawaj z ładowarką albo bez – ale informuj”.
Kto tego nie zrobi – po 28 kwietnia 2026 r. ryzykuje, że jego laptop nie zostanie dopuszczony do sprzedaży na rynku UE.
Dlaczego to jest ważne dla GOZ?
Standaryzacja ładowania to taki „mały klocek” w większej układance UE: ekoprojektowanie (ESPR), cyfrowe paszporty produktów, recykling elektroniki i ograniczanie e-odpadów. Każdy element z osobna to niewielka zmiana, ale razem tworzą system: urządzenia mają być kompatybilne, trwałe i naprawialne, a nie jednorazowe.
W skrócie: od 2026 r. koniec z „a bo ten laptop ma inny wtyk” – przynajmniej w Europie. Opracowanie redakcyjne.